wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 1

   Przekroczyłam murowaną ściankę i znalazłam się na peronie 9 3/4. Cały był spowity dymem. Zauważyłam, że jakaś szatynka zbliża się do mnie z szerokim uśmiechem na twarzy.
 - Cześć Melody - przywitała się. - Może mnie kojarzysz z lekcji. Jestem Hermiona Granger.
 - Coś mi świta - przyznałam uśmiechając się. Podałam jej dłoń. - Melody Cover. - spojrzałam na tatę stojącego przy mnie. Pocałowałam go w czoło stając na palcach. - Pa, tato!
 - Pa, Mel - uśmiechnął się miło i odszedł znikając za magiczną ścianką. Rozmawiałam jeszcze chwilę z Hermioną ale przerwał nam wysoki blondyn. Popchnął Hermionę i stanął przede mną.
 - Zadajesz się ze szlamami? - westchnął.
 - Po pierwsze nie znam cię - zauważyłam. - A po drugie jak śmiesz ją pchać!
 - Jak śmiesz na mnie krzyczeć! Jestem Draco Malfoy - krzyknął na mnie z nonszalancją odgarniając blond kosmyk z czoła.
 - Arystokrata się znalazł - prychnęłam. Hermiona zachichotała i oberwała od blondyna lodowatym spojrzeniem, które mogło zabić. Tupnęłam, a on odskoczył. - Jazda ode mnie!
 Posłusznie odbiegł. Hermiona i ja zaczęłyśmy się śmiać. Nie spodziewałam się, że wejdę tak szybko w jej grono. Zajęłyśmy pusty przedział. Dołączyli do nas dwaj chłopacy w moim wieku i rozsiedli się mierząc mnie pytającymi spojrzeniami. Zaczerwieniłam się.
 - Cześć - przywitał się rudowłosy chłopak z błękitnymi, przejrzystymi oczami. - Jestem Ron Weasley.
 - Cześć - odpowiedziałam uśmiechając się - Melody Cover.
Ten drugi intensywnie się we mnie wpatrywał swoimi zielonymi oczami. Nosił okrągłe okulary i miał burzę czarnych włosów. Uśmiechnął się. Odwzajemniłam uśmiech i podałam mu spoconą dłoń. Przeszedł przeze mnie dreszcz.
 - Harry Potter.
Coś zaświtało mi  w głowie...
 - Momencik! Ten Harry Potter? Syn Jamesa Pottera? - zapytałam.
Harry kiwnął głową.
 - Mój tata znał twojego ojca - odparłam. Harry uśmiechnął się miło. Ron przeszył mnie niebieskimi oczami i wyszczerzył zęby. Nic nie zrobiłam, odwróciłam wzrok. Wielu chłopaków się za mną oglądało ale chyba nie wypada tak pierwszego dnia znajomości. Poza tym nie chcę żeby myślał, że go podrywam. Dołączyłam więc do ożywionej rozmowy prowadzonej przez Harry'ego i Hermionę. Ron szybko zasnął. Zaraz po nim zasnęła Hermiona. Harry wyjął zza pazuchy różdżkę.
 - Lumos! - wymruczał. Światło otuliło nas jak ciepły koc.
 - Zostaliśmy tylko my spośród żywych - zażartowałam by rozluźnić atmosferę. Harry zachichotał i oparł się o fotel.
 - Wcześniej się nie znaliśmy - odparł. - Dlaczego?
 - Nie wiem - wybąkałam. - Nie zauważałam was. Nie byliście na lekcjach?
 - Prawie wcale - rzucił beznamiętnie wpatrując się w jesienny pejzaż za oknem. - Musieliśmy walczyć.
 - Z kim? - zainteresowałam się.
 - Z... Sama-Wiesz-z-Kim - wymamrotał. Zamilkłam. Wiedziałam kim jest ''Sam-Wiesz-Kto''. Zabijał niewinnych mugoli. Rodzice Harry'ego przez niego zginęli. Słyszałam o tym. A zresztą... Zabił też moją babcię i mojego dziadka. Babcia była czarownicą, a dziadek mugolem - zabił ich. Nie wiem jak miał serce to zrobić. Babcia była znana w świecie magicznym. Prowadziła własny sklep na Pokątnej...
 - On... Zabił... Moją babcię - powiedziałam łamiącym się głosem.
 - Naprawdę? - spytał Harry. Zauważyłam, że warga drżała mu niemiłosiernie. Podeszłam do niego i objęłam nieśmiało ramieniem. Uspokoił się trochę ale serce nadal biło mu za szybko.
 - Będzie dobrze - zapewniłam go szeptem.
 - Przywykłem - westchnął głęboko. Odeszłam. Usiadłam obok Hermiony jak wcześniej i zamknęłam oczy. - Nox!
 Światło zgasło. Przedział ucichł. Oparłam głowę o miękkie siedzenie i zasnęłam.


   Otworzyłam oczy. Światło wypełniało cały przedział nadając mu przytulny wygląd. Pociąg jeszcze jechał ale można było dostrzec zamek. Wszyscy byli już w swoich sztach - oprócz mnie. Hermiona czytała jakąś książkę. Ron i Harry wpatrywali się w okno. Wzięłam swoją i wyszłam. Weszłam do pustego przedziału na końcu i się przebrałam. Przejrzałam się w oknie. Spoglądała na mnie brunetka z okrągłymi zielonymi oczami i jasną cerą. W odbiciu zobaczyłam bladą i wysoką postać Dracona Malfoy'a.
 - Myślisz, że możesz mną pomiatać, Cover? - syknął mi do ucha. Odwróciłam się gwałtownie i wyciągnęłam różdżkę. Draco zaśmiał się lodowato co ani trochę nie brzmiało sympatycznie.
 - W czarnej magii nikt mi nie dorówna - przyjrzał się mojej twarzy przekrzywiając lekko głowę. - A ty Melody... Co wiesz o magii?
 - Wszystko co powinnam - syknęłam. - Nie wtykaj więc swojego białego nochala w nie swoje sprawy, Malfoy!
 - Krzyczysz na mnie po raz drugi, Melody - odparł uśmiechając się nieprzyjemnie. Jego wzrok przeszył mnie zimnym dreszczem. - Nie zastanawiasz się nad tym by... Dołączyć do mnie?
 - Jestem z Gryffindoru - mruknęłam nieśmiało.
 - Gryfoni. Brzydzę się nimi. - stwierdził ze wstrętem. - Pasowałabyś do Slytherinu. Masz w sobie odrobinę... Zła.
 - Odczep się! - krzyknęłam i popchnęłam go. Jednak nie ustąpił. Nie mogłam wyjść. Czułam się jak w pułapce. Różdżka. Wyciągnęłam ją przed siebie. Draco stał z prostymi rękoma zagradzając mi jakiekolwiek przejście. Wymierzyłam różdżkę w drzwi.
 - Alochomora! 
Przemknęłam się pod jego pachą i wyleciałam z przedziału. Biegłam przez ciasny korytarz oddychając ciężko. Wpadłam do mojego przedziału i klapnęłam na siedzenie.
 - Co się stało, Mel? - spytała Hermiona.
 - Malfoy - wymamrotałam. - Znowu się mnie uczepił.
 - Dupek - burknął Ron otulając się szatą. Poparłam go kiwnięciem głową.
    Pociąg się zatrzymał i wszyscy wysiedli. Pół-olbrzym Hagrid zaprowadził nas do małych łódek, którymi przypłynęliśmy przez jezioro pierwszego dnia - pierwszego roku. Teraz musiało się to powtarzać. Wsiadłam i zaczęłam machać wiosłami. Siedziałam z Hermioną, która z tyłu też mi pomagała. Harry z Ronem dosiedli się do bruneta z wydłużoną twarzą i chłopaka o piaskowych włosach. Utkwiłam wzrok w tafli wody. Babcia mówiła mi kiedyś (jeszcze przed śmiercią), że woda kryje dużo tajemnic. Można z niej odczytać wiele rzeczy. Nie wierzyłam w takie przepowiednie. Doświadczyłam takich na własnej skórze - na wróżbiarstwie. Na całe szczęście było tylko raz w tygodniu.
 Dopłynęliśmy. Byłam wycieńczona. Ściemniło się znacznie. Było po siedemnastej. Weszliśmy do Wielkiej Sali za profesor McGonagall i zasiedliśmy przy stole. Czułam jak burczy mi w brzuchu. Pierwszoroczniacy zostali przydzieleni do swoich domów i przemówił Dumbledore:
 - Witajcie. Skoro już pierwszoroczniacy zostali przydzieleni - zaczął uroczystym tonem. - Mogę wygłosić kilka uwag dla nich. Nie wolno wam pod żadnym pozorem wchodzić do Zakazanego Lasu! Jest tam bardzo niebezpiecznie. Nasz gajowy - Rubeus Hagrid tego dopilnuje. - dodał. - Nie będę was zanudzał. Smacznego! - klasnął w dłonie. Półmiski i talerze napełniły się daniami, które tylko mogłam sobie wymarzyć. Chociaż przeżywałam to już piąty raz z rzędu wydawało mi się to magiczne i niezwykłe.
 Zjadłam kurczaka i ziemniaki z cebulką. Mniam. Wypiłam sok dyniowy i z pełnym brzuchem udałam się do dormitorium. Szłam równo z Hermioną, która rozmawiała ze mną o planie lekcji. Plany czekały na nas w dormitorium. Stanęłyśmy przed portretem Grubej Damy, która poprosiła o hasło.
 - Świński ryj - mruknęła Hermiona. Portret ustąpił nam i przeszłyśmy. Weszłyśmy po schodach na górę i zniknęłyśmy za drzwiami. Hermiona dorwała swój plan i przejrzała go dokładnie. Narzekała, że dali jej za mało przedmiotów. Ja wcisnęłam swój pod poduszkę i poszłam się umyć.
 Ubrałam się w liliową, flanelową piżamę i wskoczyłam pod kołdrę. Hermiona zgasiła światło i krzątała się po łazience.
 Natomiast mi to nie przeszkadzało. Zamknęłam oczy i zasnęłam.

Prolog

    Więc tak: Melody Cover to postać wymyślona przeze mnie :) Nazwa ulicy ''Copper Street'' oczywiście też. Nie miałam lepszego pomysłu na nazwę. Mam nadzieję, że się podoba. Krótki początek ale następne rozdziały będą dłuższe.   


Lato skończyło się o wiele za wcześnie - Melody Cover spakowała szaty, pergaminy i podręczniki do jednego wielkiego kufra i wzięła pod pachę klatkę ze swoją sową. Mama zmierzyła córkę lodowatym spojrzeniem.
 - Jesteś pewna, że chcesz tam jechać? - to pytanie zadawała co roku. Melody była pewna, że Hogwart jest jej drugim domem. A zresztą - nie opuszcza się szkoły w środku roku.
 Właśnie wracała do Hogwartu na piąty rok nauki. Była z siebie bardzo dumna. Zawsze marzyła o tym żeby się wyróżniać. A los, chyba chciał żeby była wyjątkowa. A może Albus Dumbledore tego chciał?
 Szatynka kiwnęła stanowczo głową. Ojciec wpatrywał się w nią z troską i miłością w oczach. W przeciwieństwie do pani Cover - był z córki bardzo dumny.
 - Mówiłem ci już, że byłem czarodziejem czystej krwi? - zapytał. Melody o tym wiedziała.
 - Wiem - mruknęła. Pocałowała matkę w policzek i uśmiechnęła się blado. - Pa, mamo.
 - Pa - burknęła w odpowiedzi kobieta. Pan Cover wziął bagaż córki i wsadził do bagażnika czarnego passata. Melody usiadła obok ojca na siedzeniu przy kierowcy i uchyliła okno. Stresowała się tym rokiem - jak wszystkimi poprzednimi. Ale czuła się tak jakby ten miał być wyjątkowy. Rzuciła ostatnie tęskne spojrzenie na dom i odetchnęła głęboko.
   - Na pewno jesteś gotowa? - upewnił się ojciec trzymając mocno rękę córki.
Melody zamknęła oczy. Wzięła głęboki wdech i otworzyła oczy. Spojrzała na ojca swoimi lśniącymi, bystrymi, zielonymi oczami.
   - Jestem gotowa. - odpowiedziała stanowczo.
Samochód ruszył i szybko zniknął za rogiem Copper Street.